08 kwietnia 2006

Ulotność ulotności nie równa

Motyl; mały, biały dymek lekko unoszony wiatrem podąża nieustannie ku swemu przeznaczeniu jakim jest śmierć. Narodził się dwa dni temu, lecz jutro pozostaną po nim tylko skrzydełka... Znów poruszane wiatru dmuchnięciem, jednak nie te same już... Człowiek mimo, iż nie tak delikatny jak motyl równie kruchy, a może i bardziej. Po co więc to wszystko? Po co się więc rodzić, po co umierać? Po co to wszytsko? Wszyscy płaczą nad ciałem obumarłym, wszyscy nie mogą w to uwierzyć, lecz przecież ciało to tylko kości i mięśnie. Płaczą nad duszą, nie zdając sobie z tego sprawy. Człowiek ten był wspaniałomyślny, wesoły, uwielbiał zboczone żarty, czasami pił dużo wraz z przyjaciólmi - za to go kochamy. Miał marzenia, miał obawy, strachy i lęki - lecz teraz już wszystko zniknęło, wszytsko gdzieś przepadło. Nie pojedzie już do Kanady, nie zobaczy Niagary, nie pocałuje jej ust, ani piersi. Jest ponad tym. Jak zrozumieć śmierć? Nie da się. Dlaczego okrutny dykatator żyje 79 lat, a młody dwudziestoletni mężczyzna ginie w płomieniach? Kto to tak głupio wymyślił? Jak to wszystko rozumieć? Nie można tego zrozumieć. Przeznaczenie? Nie ma przeznaczenia? Nie? Dlaczego właśnie 23 stycznia 2087 roku on, ona zginą zastrzeleni na ulicy Nowej 37/8 ? Po prostu znajdą się tam gdzie dwie kule zaznaczą swój śmiertelny, balistyczny ślad. Czy aby na pewno? Człowiek umiera i rodzi się ciągle od nowa. Nie mając śmierci za brata i opiekuna nie znali byśmy wartości chwili trzepotania skrzydeł motylich. Nabierając teraz powietrze w płuca, pamiętaj, że kiedyś nigdy ono już tam nie wpełźnie. Będzie to za tysiąc wdechów,lub setki tysięcy... Ale będzie na pewno.

Pamięci M.C.


1 Comments:

Blogger Ristopher;) said...

[*]

5:54 PM  

Prześlij komentarz

<< Home