07 maja 2006

Podręcznik historii najstarszej


Na skraju ogrodu rosły drzewa najpiękniejsze. Najwyższe; jedynie te z prawdziwie pełną zielenią, jedynie te najpotężniejsze z potężnych; tylko te, których korony na żywy wzór Boskiej godnie trzymały prym nad resztą społecznosci. Ciasno okalając zbity świat niepohamowanego dobra, tworzyły barierę odgradzającą świat słowa od reszty życia. Resztą życia było ziarnko piasku i miliony mu podobnych, zwierzęta i zielone żywoty, którym nie udało połączyć się ze słowem. To także wody w oceanach, skały i góry, głębie i szczyty, myśli i mroczne zamiary. Ale to także dwie ręce złoczone w błogim splocie. Ona i On. Kobieta i Mężczyzna. Oboje wydźwignięci z letargu, z narkotycznego snu piekna i niebytu. Oboje wyrzuceni z raju, sami w sobie zaufani. Żyli tuż przy Edenie, w budowli z drewna i sznurów. Kiedy On zabijał, by mogli nasycić opróżniane juz codzień żołądki, Ona pielęgnowała ogród z roślinami. Kiedy wracał widział ją, kiedy go dostrzegała rozpalał się w jej oczach ten sam płomień, który kiedyś raz wężowym sykiem wskrzeszony na zawsze pogrzebał szczęśliwości nadzieję. Spotykając się myśleli dzień za dniem, godzina za godziną o tym, co już nie wróci. Spożywali w końcu, po czym Adam opuszczał Ewę i wychodził o zachodzie słońca. Dokąd? Wiedziała dobrze. Wiedziała, ze szedł na skraj pól, tam gdzie onegdaj nie było nagości, głodu, zimna i słabości. Zmierzał samotnie na skraj pól, wpatrując się w niknącą krwawym serpem tarczę słoneczną. A kiedy dochodził do granic, tam gdzie jedynie te z prawdziwie pełną zielenią drzewanie pozwałały juz kroczyć dalej - siadał. Wpatrzony w resztki blasku, chyłkiem kapiącego na inne już światy - rozmyślał. Tak codzienność ta dokonywała się od samego początku. Początku, który dla nich był końcem i początkiem w jednym. Rzekł jednak któregoś dnia do Gabriela:
- Chciałbym pomówić z Władcą Grzech u, z Tym, który rozpalił w nas to co nieugaszone.
Gabriel, który zawsze przesiadywał tuż obok niego, tuż za nim, tak by nie mógł być zauważony odrzekł:
- Dobrze. Jutro wiczorną porą, zamiast przyjść tutaj, pójdziesz tam gdzie koniec puszczy, gdzie ziarenko piasku z innymi łączy się by być namiestnikiem Bożym.